Od wczoraj...

Już niedługo wszystko wróci do normy. I Ty wrócisz do mnie. Długo Cię nie było. Odeszłaś, ale wiem, że wrócisz. W tę piękną noc.
I wtedy spełnisz każde moje życzenie, wszystko co sobie wyśniłem przez ten czas na drodze bez skrzyżowań.
Prawda? Powiedz że tak właśnie będzie. Nie wytrzymam już bez Ciebie, moja muzyko, moja Victorio. Moja kokaino.

Długo myślałem jak zacząć tę notkę. Długo uważałem, że nie da się jej zacząć. Wciąż wierzyłem, że to wyjdzie samo. Wciąż wydawało mi się, że to przyjdzie z czasem.
Nie przyszło. Improwizuję. Staram się. Płączę słowami w te puste pola na blogspocie. Krzyczę przecinkami i błagam kropkami. Chciałbym bawić się językiem zawsze. Chciałbym zadziwiać a czasem wzlecieć do chmur. Chciałbym być sobą, wreszcie.

Cenzura w formie miłości zastępuje komunistów w moim innym świecie. W tym świecie, który wybucha co jakiś czas jak wulkan siejąc gorycz i dając przykrość. Wam wszystkim. Za co przepraszam.

A teraz patrz na mnie. Zobacz jak zniewala mnie wolność, którą mam w każdym długopisie i w każdej klawiaturze. Wytłumacz sobie to tak, że język w moich ustach jest dla Was narzędziem Boga, który dla mnie nie istnieje. Wy w to wierzycie, ja tego nie potrzebuje.

Każdy akapit działa na mnie jak sen, oddzielając od całości części jaźni, tak jak noc oddziela od siebie kolejne, nowe dni. Każdy brejklajn jest tylko zmianą daty. A daty te łączą się w tygodnie, miesiące, lata, tak jak apostrofy łączą się w notki, blogi, internet...

Dlatego pozwól mi pisać to, co mi się podoba. Nie ograniczaj mnie do słów na temat świata dookoła, ale nie mnie w tym świecie. Pozwól mi ta, która odeszłaś i wracasz. Pozwól mi na to swoją obecnością.

Bo ja chciałbym zmienić świat.

Bo ja chciałbym wierzyć w swoje sny. Chciałbym żeby mnie otaczały zawsze. Żebym nie musaił tylko o tym pisać, żebym mógł to przeżywać. Skończ moje męczarnie. Męczarnie, które zaczęły się podstępnym pięknem. I pozwól mi wreszcie dotknąć Cię...

Najlepiej już od wczoraj...

niedziela, 3 sierpnia 2008